#~7
Ashton odprowadził mnie do domu. Zrobiliśmy sobie spacer. Przez cały czas przytulał się do mojej ręki.
- Możemy tak spędzać czas. Jest bardzo miło.
- Nawet bardzo Luke.
Przyszliśmy do parku. Chwilę później Ash znalazł dla nas ławkę, oderwał się od mojej ręki i podbiegł do niej jak małe dziecko. Miał taką ucieszoną twarz, co sprawiało, że także z mojej nie znikał uśmiech.
Dosiadłem się obok i objąłem go ramieniem.
- Co słychać?
Spojrzałem na niego, ale on nie odwrócił wzroku na mnie.
- Nic specjalnego.
Chłopak uśmiechnął się sztucznie.
- Widzę przecież Ash. Powiedz.
- Okej... Martwię się, co będzie dalej?
Zacząłem się śmiać.
- Haha... Wiesz, że będę Cie kochać Ash, myślę, że będziemy szczęśliwi.
- Ale masz pewność?
- Nie mam, ale mam nadzieję.
Chłopak przytulił się do mojego ramienia.
- Kocham Cie... - wyszeptał
- Ja Ciebie też kocham, skarbie. Wiesz o tym. - złożyłem na jego głowie pocałunek.
Przyglądałem się ludziom, którzy obok przechodzili. Napotkałem wzrokiem dwa wróble, które się obejmowały się . Ashton też je zauważył.
- Patrz jakie słodkie. - zauważył.
- Hahahahaha urocze są.
Chwilę później zaczął padać deszcz. Dwa ptaszki odleciały się schować, a ludzie uciekali do budynków.
- Ash? Idziemy czy zostajemy w deszczu?
- Nie chcę mi się Luke... Teraz jest romantycznie, nie sądzisz?
Uśmiechał się. Miał rację, słońce mimo wszystko świeciło a ja miałem ochotę tu zostać. Ashton ułożył usta na moich, a deszcz jakby się o tym dowiedział zaczął jeszcze bardziej padać, kiedy odzwajemniałem pocałunek. Chłopak pierwszy raz podjął dalsze kroki. Zjechał ustami na szyję i barki. Odkrył moje ramie i przyssał się do skory.
- Ała... Przestań.
Chłopak oderwał się a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- No co jest? Naznaczyłem Cię. Jesteś już mój.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- No dobrze Ash jestem twój, no przecież.
Byliśmy cali przemoczeni i nie zamierzaliśmy być chorzy więc stwierdziliśmy, że pora wracać.
Odprowadziłem go do domu. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy przez drogę.
- Dziękuje Luke - dał mi buziaka w policzek jak to miała w zwyczaju Amelia, gdy ją przyprowadzałem.
- Ja Tobie też. Odezwę się.
Objąłem blondyna i wróciłem do domu.
~•~
Zamknąłem drzwi i pobiegłem do pokoju. Odłożyłem telefon podpinając go do ładowania. Wziąłem czystą koszulkę do spania oraz bieliznę i wybrałem się pod prysznic, pod ciepłą wodę. Kiedy się ogrzałem, pobiegłem do łóżka, przykrywając się do pasa. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem wiadomości. Wysłałem SMS'a do Asha życząc mu miłej nocy i zadzwoniłem do Cala.
- słucham? - usłyszałem w słuchawce.
- Siema Calum. Co słychać?
- Właśnie wróciłem od Michaela. A u Ciebie? Co z Ashtonem?
- W porządku. Widziałem się z nim dziś. Zostawił mi niespodziankę.
- Ooo! Jaką?
- Chyba lepiej by było Ci ją pokazać Cal. - zaśmiałem się a po drugiej stronie telefonu przez chwile była cisza i lekki śmiech.
- Chyba rozumiem...
- Jestem zmęczony, zmoczył mnie deszcz. Mam nadzieje, że znajdziesz czas, wkrótce się spotkać.
- Jasne Luke. Zdzwonimy się jeszcze. Dobranoc.
- Dobranoc Cal...
Rozłączyłem się z nadzieją, że Ash odpisał, ale nie zrobił tego. Pomyślałem, że może już zasnął albo robi coś innego. Odłożyłem komórkę na bok, przytuliłem się do poduszki i zasnąłem.
~•~
Ledwo otwarłem oczy i spojrzałem na telefon oczekując, że rano otrzymam odpowiedź od Asha. Nie doczekałem się tego. Napisałem znowu.
"Dzień dobry Ash, jak się spało? :*"
Poleżałem jeszcze chwile i wstałem. Mój żołądek rządał jedzenia. Przygotowałem sobie herbatę i osiem kanapek - każdą z czymś innym. Dzięki ostatnim zakupom mamy. Ciągle obserwowałem telefon. Włączyłem telewizje starając się skupić na niej uwagę. Bez skutku. Upiłem łyk z kubka i wysłałem kolejny SMS.
"Ash? Martwię się trochę."
Dokończyłem jeść, umyłem naczynia, kiedy dostałem SMS. Pobiegłem do telefonu.
"Szukasz Milosci? Gdzieś czeka na Ciebie! Wyślij SMS o treści MIŁOŚĆ na 4567 za 0 zł (przez 7dni za DARMO potem 1,23/dzień)"
- Fuck... To jakiś żart? Ja już mam Asha, który się nie odzywa i nie daje znaku życia a wy mi jakieś g*wno wysyłacie?! - powiedziałem na głos tracąc entuzjazm.
Rzuciłem telefon na kanapę, kiedy zadzwonił.
- Szlag! To Ty Calum?
- Tak. Miło mi.
- Przepraszam, ale Ash nie odzywa się do mnie a ja jestem zły.
- Mogę wpaść?
- Dobra. Chodź.
- To otwórz drzwi pierdoło, bo są zamknięte.
- Co?
Zdziwiłem się i podeszłem do drzwi przekręcając zamek. Ujrzałem tam Cala.
- Coś Ty zrobił z włosami?
- To pomysł Mike.
Zaśmiał się i wszedł do domu. Mój przyjaciel zrobił sobie pasemko blond włosów ma środku grzywki.
- To co tam się Luke u Ciebie dzieje?
- Siadaj na kanapie, idę po wodę i wszystko powiem.
~•~
-... No i teraz widzisz nie odzywa się do mnie. Nie wiem co się dzieje z nim, nie daje znaku życia. Martwię się.
- Luke, nie potrzebnie. Założę się, że zaraz coś napisze.
I miał rację - ZNOWU. Jakby miał jakąś moc.
Przeczytałem wiadomość trzy razy na głos.
"Nie pisz do mnie. Nie chce z Tobą rozmawiać.
Wybacz"
W moje oczy napłynęły łzy.
- Cal? Co ja zrobiłem? Dlaczego on nie chce...?
Calum objął mnie i nie puszczał, uciszał mnie, żebym nie płakał i opanował oddech.
- Csii... Lukey. Wytłumaczy się to jakoś. Daj mi ten telefon.
Chłopak wziął wystukał numer na swój sprzęt i wysyłał ewidentnie SMS. Po chwili otrzymał odpowiedź.
- Ashton nie chce z nikim rozmawiać. Może ma zły dzień. Chodź, zabiorę Cie do kawiarni. Ja stawiam. Przebrałem się szybko w w świeżą koszulkę i spodnie wycierając resztki łez z pod oczu.
Nie odzywałem się zbytnio do Caluma, chłopak miał rękę w kieszeni, coś mówił, ale go nie słuchałem. Złapałem się za jego ramię i kurczowo trzymałem, żeby go nie stracić.
- Hej, nie ściskaj tak, bo rękę mi urwiesz - szturchnął mnie lekko, abym oprzytomniał.
- Przepraszam.
Będąc na miejscu zajęliśmy dwa miejsca w kącie.
- Można już zamówienie? - spytała dość wysoka dziewczyna w ciemnych, brązowych włosach spiętych w koński ogon. Nie zauważyłem, kiedy podeszła ani tego jak Calum wziął nam karty z deserami i sobie już zamówił.
- Luke! Na co masz ochotę?
- Yyy... Zwykłą kawę z mlekiem i mały pucharek lodów czekoladowych.
Dziewczyna powtórzyła zamówienie.
- Dobrze. Dziękuję. Zaraz przyniosę.
- Luke musisz się ogarnąć trochę. Ciągle myślisz o niebieskich migdałach, nie jesteś tutaj.
- Przepraszam Cal. To samoistne, nie wiem co się ze mną dzieje. Wybacz.
W tej chwili podeszła do stolika kelnerka przynosząc pucharki i filiżanki.
- Dziękujęmy... Będzie dobrze Luke. Zobaczysz. Wierzę w to. A teraz jedz.
- Też mam taką nadzieję.
Chwilą zapomnienia co się stało z Ashem pomogły czekoladowe lody, które były tak dobre, że zamroziły moje przykre myśli. Upijając kawę Calum po prosił o rachunek. Przez przełyk przepłynęła ostatnia kropla, a przyjaciel zostawił banknot w małym futerale.
~•~
- Dziękuję Calum za to wyjście. Pomogło mi to. Cieszę się, że się spotkaliśmy.
Objąłem przyjaciela i nie chciałem puszczać. Chwialiśmy się jak dwa pingwiny.
- Nie ma sprawy. Dobrze, że chociaż tyle mogłem zrobić. Wpadnę do Ciebie jutro. Zobaczysz, wszystko będzie okej. Do jutra Lukey.
Chłopak odprowadził mnie do drzwi i odszedł w swoją stronę. Wchodząc do domu, marzyłem tylko o dwóch rzeczach, żeby Ashtonowi nic się nie stało i pójść już spać...
_______________________
Tak, wiem, że długo, ale nie mam czasu na pisanie i ogółem nie mam na to weny. Trzecia klasa gimnazjum i muszę się uczyć. Następny rozdział będzie jak go tylko napiszę a myślę, że w październiku coś będzie. Nie gniewajcie się. Kocham was. Przepraszam, że nie jest dłuższy :( Z góry przepraszam za błędy :/